Sprzeciw przeciwko zaostrzeniu (tu prawniczy komentarz do projektu, tu oryginał i uzasadnienie, tu odpowiedź na uwagi projektodawców) i tak już restrykcyjnej obowiązującej w Polsce ustawy antyaborcyjnej rozlał się szeroką falą tak po mediach, jak i po ulicach. Po głosach poparcia dla proponowanych zmian (obecnie – co byłoby zabawne, gdyby nie poważny w końcu temat – ostrożnie wycofywanych) ze strony tak szefowej rządu, jak i szefa partii rządzącej podniosło się w społeczeństwie niejakie oburzenie; nie wszystkim – widać – odpowiada perspektywa Polski jako drugiego Salwadoru (jeśli nie podoba wam się źródło, pszę bardzo – tu jest inne). Nastąpił wysyp znakomitych niekiedy tekstów (nie dam rady zalinkować wszystkich) punktujących co bardziej drastyczne aspekty projektu, ludzie wylegli na ulice i organizują się w sieci. Jednym z akcentów szczególnie prawdopodobnie zwracających podczas ostatnich demonstracji uwagę były wieszaki.
Wieszak jest symbolem w Polsce dużo mniej oczywistym, niźli w Stanach Zjednoczonych. Podobno w Polsce na myśl o nielegalnej niebezpiecznej aborcji przed oczyma stają raczej szydełka czy druty do robótek (tak, takie do “robienia na drutach”) – trudno mi rzecz zweryfikować, u nas zresztą historia legalizacji aborcji toczyła się nieco inaczej niż w USA, ale i w Polsce w końcu wieszaki wyszły na ulice.
Oczywiście, i w Stanach, i w innych krajach z utrudnionym dostępem do aborcji wieszaki nigdy nie były jedynym przyrządem, który zdesperowanym kobietom pomagał przerwać ciążę, której nie mogły zakończyć legalnie, choć to one przetrwały w wyobraźni i pamięci społeczeństwa.
Praktycznie każdy dłuższy przyrząd, który można włożyć do pochwy i wyżej, przez szyjkę macicy, by dojść do niepożądanej zawartości narządu i przebić błony płodowe, bywał (i wciąż bywa) w tym celu wykorzystywany. Czy to druciany wieszak, czy igły właśnie, szydełka, śrubokręty, patyki, łodygi i kawałki gałęzi, druty (i do robótek i wyjęte z parasolek), butelki (niekiedy nadtłuczone), szprychy rowerowe, długopisy czy nawet kurczęce kości.
Kiedy wspomniałam w domu o potrzebie przypomnienia szerszej publiczności co ma wieszak wspólnego z aborcją, usłyszałam, że super, tyle że to robota dla historyków raczej. Nic bardziej mylnego. Szybki rzut oka do baz artykułów medycznych, et voilà!
Rok 2009. Kobieta, lat 24, 21 tydzień ciąży. Przyjęta do szpitala po (nieudanej) próbie przerwania ciąży przy pomocy wieszaka właśnie. Cechy infekcji, rana w dnie macicy, litr krwi w jamie brzusznej. Mimo podania antybiotyków u pacjentki rozwinęła się sepsa i zapalenie błon płodowych z następującym obumarciem ciąży. Niezbędne okazało się usunięcie macicy z przydatkami. Wyjątkowy przypadek? (Mówimy w końcu o Stanach Zjednoczonych, nie o wiosce w Ghanie.) Ależ skąd.
Cofnijmy się o parę lat. 1993. Szesnastolatka w mniej więcej dwumiesięcznej ciąży, której nie było stać na zabieg w przyzwoitych warunkach. Znów wieszak. Następnego dnia trafiła na oddział z cechami narastającej infekcji i wyciekiem ropnym z pochwy. Na szczęście antybiotyki pomogły uniknąć trwałych konsekwencji. To może jednak raczej historia, skoro sięgamy wstecz? Gdzieżby. Rok 2015. Tennessee. Stan, w którym przepisy czynią przerwanie ciąży relatywnie trudnym. Anna Yocca (lat 31) użyła wieszaka, próbując przerwać ciążę. Przewieziona do szpitala z powodu coraz intensywniejszego krwawienia przeżyła, owszem, nastąpił też przedwczesny poród, a Annę oskarżono o próbę morderstwa.
Jeśli myślicie, że to dramatycznie przypadki, cóż, dużo drastyczniejsze wciąż mają miejsce w wielu miejscach na świecie, na dużo drastyczniejsze można było się natknąć w USA przed słynną legalizującą aborcję (choć dopuszczającą – narastające w ostatnich latach – rozmaite wewnątrzstanowe ograniczenia w jej dostępności) sprawą Roe versus Wade, przed rokiem 1973. W samym tylko 1972 zanotowano 39 zgonów (około 30 zgonów na 100 000 procedur) z powodu nielegalnej aborcji, liczby powikłań trudno się doszukać.
Waldo L. Fielding, ginekolog w wieku na tyle zaawansowanym by pamiętać czasy sprzed Roe v. Wade, kilka lat temu dzielił się w prasie swymi wspomnieniami z lat czterdziestych i pięćdziesiątych:
Dobrze nam znanym symbolem nielegalnych aborcji jest niesławny wieszak. I choć jest on – i owszem – symbolem, bynajmniej nie jest rzeczą mityczną. W czasach moich praktyk w Nowym Jorku wiele kobiet docierało do szpitala z wieszakiem wciąż jeszcze na miejscu. Ktokolwiek umieścił go w drogach rodnych – być może same pacjentki – nie był w stanie usunąć go po tym, gdy ten utknął w szyjce macicy.
Nie mieliśmy dostępu do USG, tomografii komputerowej czy innych obecnie dostępnych technik radiologicznych. Kobietę znieczulano, a kiedy usuwaliśmy metalowy przedmiot, wstrzymywaliśmy oddech, nie mogąc ocenić czy wieszak nie przebił ściany macicy, wbijając się do jamy brzusznej.
(…) Najgorszym przypadkiem, jaki pamiętam, takim, z jakim – miejmy nadzieję – nikt inny nie będzie musiał się stykać, był przypadek pielęgniarki przyjętej z czymś, co wydawało się być częściowo “urodzonym” sznurem pępowinowym. Gdy tylko ją zbadaliśmy, zorientowaliśmy się, że to, co braliśmy za pępowinę, było tak naprawdę fragmentem jelita zaczepionym i naderwanym przez – czymkolwiek ono nie było – narzędzie, które miało służyć do przeprowadzenia aborcji. Sześć godzin zajęło nam usuwanie objętej procesem zapalnym macicy i jajników oraz naprawa tej pozostałej części jelita, którą jeszcze dało się uratować.
Felding jest niestety optymistą. Może w Stanach, gdzie kliniki ginekologiczne, w których można usunąć ciążę, są jeszcze – mimo narastających obostrzeń i kosztów – dostępne, podobne sytuacje stały się przykrym (jednym z wielu zresztą) wspomnieniem, jednak na świecie nadal się zdarzają – ot, podobnie chociażby wyglądał zanotowany przez European Journal of Contraception & Reproductive Health Care w 2013 roku przypadek 28-letniej Nigeryjki, która po nielegalnym przerwaniu 12-tygodniowej ciąży w prywatnej klinice trafiła do szpitala z wypadającą z dróg rodnych martwiczo zmienioną pętlą jelitową.
Co się właściwie dzieje, gdy ciężarna używa wieszaka? Zakładając, że przez samą pochwę drut przejdzie bez większych trudności, pierwszą poważniejszą przeszkodę napotka na etapie ujścia zewnętrznego szyjki macicy (parę słów o anatomii macicy znajdziecie w notce o raku szyjki macicy). Nie jest ono szerokie, ale drut powinien przejść. O ile kobieta dobrze wyceluje i nie rozerwie sobie sklepienia pochwy. O ile drut nie uszkodzi samej szyjki, dotrze do jamy macicy. Tyle że i tu niewyszkolone dłonie i nieprzystosowany do tej funkcji instrument nie-do-końca-chirurgiczny może poranić bądź przebić ścianę narządu. A tuż obok przecież mamy jelita. By nie wspomnieć o przez cały czas trwania procedury narażonych na uszkodzenie tętnicach, przy naruszeniu których bez szybkiej interwencji lekarskiej ciężarna może się wykrwawić. Bólu związanego z perforacją jelita może nie uznać za wystarczająco poważny, by szukać pomocy medycznej, jednak bez niej prawdopodobnie umrze. Tu niezbędna będzie interwencja chirurgiczna – trzeba będzie usunąć martwiczo zmienione części jelita, pozbyć się ropy, zapanować nad zapaleniem otrzewnej. Niewykluczone, że także usunąć macicę. Jeśli przy odrobinie szczęścia kobieta nic nie uszkodzi i nie przedziurawi, nadal wieszak (tudzież inny sprzęt domowy) – pamiętajmy – nie jest raczej narzędziem sterylnym. Zakażenie następujące po zawleczeniu do macicy drobnoustrojów (nie mówiąc już o związanym z tym niebezpieczeństwie wystąpienia dalszych tego następstw, w tym posocznicy) to najczęstsze powikłanie aborcji w ogóle, o ile jednak legalne procedury związane są z nader niewielkim ryzykiem powikłań, nie można tego powiedzieć o aborcjach nielegalnych, zwłaszcza przeprowadzanych tak drastycznymi metodami.
Oczywiście podobne powikłania nie są domeną aborcji chałupniczej i własnoręcznej li i jedynie. To pochodna całego przemysłu nielegalnej aborcji – brak dostępu do odpowiednich specjalistów każe kobietom szukać pomocy u osób gorzej (bądź wcale) wykwalifikowanych. Medycy bez umiejętności czy doświadczenia i biorący się za aborcyjną działalność niemedycy potrafią dokonać szkód wcale niekoniecznie mniejszych. Rozerwane macice, jelita, pęcherze moczowe – obrazy bywają drastyczne. Kobiety wykrwawiają się i umierają z powodu zakażeń i ich powikłań. I to nierzadko – ot, samych perforacji jelit spotyka się w niektórych ośrodkach nawet po kilka rocznie. Znamienny jest przykład 29-latki z Pakistanu, której podczas zabiegu w nielegalnej klinice nie tylko przedziurawiono macicę i rozerwano jelito cienkie, ale też wraz z zawartością macicy usunięto większość jelita cienkiego, pozostawiając zaledwie około pół metra.
I nie, ten post nie ma was do niczego przekonywać. Patolodzy mają swoją opinię i swoje przemyślenia na temat aborcji i starają się was nazbyt często ani nazbyt intensywnie nimi nie epatować, skupiając się na dostarczaniu informacji. Pozostając jednak przy swoich opiniach – jakie by one nie były, pamiętajcie (choćby przy okazji kolejnych szykujących się w najbliższym czasie manifestacji) czym dla sprawy dostępności i legalności aborcji jest wieszak.
Pamiętajcie też, że zakaz aborcji nie oznacza, że aborcji się nie wykonuje. Oznacza tylko, że obok dostępnej dla co majętniejszych kobiet turystyki aborcyjnej czy niekoniecznie bezpiecznego lokalnego podziemia aborcyjnego, zaprzyjaźnionych medyków, którzy wypiszą receptę na mizoprostol tudzież mniej czy bardziej szemranych stronek internetowych, które udostępnią go (oby rzeczywiście mizoprostol, oby w dobrej dawce i oby w bezpiecznym jeszcze dla podobnych medykamentów czasie) bez recepty, zawsze pozostaną kobiety na tyle zdesperowane, by ryzykować zdrowie i życie przy pomocy takiego wieszaka chociażby.
Szacuje się, że rocznie z powodu nielegalnej aborcji umiera ok. 70 000 kobiet (niektóre źródła mówią nawet o 80-100 000). Powikłań nawet nie próbuje się liczyć. We wspomnianym na początku Salwadorze wg WHO umiera 11% kobiet i dziewczynek, które przechodzą nielegalną aborcję. Jednocześnie przyczyną 57% zgonów wśród ciężarnych do 19 roku życia jest tam samobójstwo. Lepiej, by Polska nie stała się Salwadorem Europy.
(Przypominam tylko, że patologów możecie śledzić też na fejsbuku – warto tam zaglądać, bo strona jest codziennie aktualizowana)
Literatura:
The Back Alley Revisited: Sepsis after Attempted Self-Induced Abortion. TA Saultes, D Devita, JD Heiner; Western Journal of Emergency Medicine 2009;10(4):278-280
Unsafe abortion: the silent scourge. DA Grimes; British Medical Bulletin 2003;67:99-113
Reemergence of self-induced abortions. B Honigman, G Davila, J Petersen; The Journal of Emergency Medicine 1993;11(1):105-12
Clandestine abortion causing uterine perforation and bowel infarction in a rural area: a case report and brief review. CB Sama, LN Aminde, FF Angwafo III; BMC Research Notes 2016;9:98
Severe Intraabdominal Trauma In Illegal Abortion: A Case Report. G Gole, U Santpur, R Kaul; The Internet Journal of Gynecology and Obstetrics 2012; 16(3)
Bowel perforation secondary to illegally induced abortion: a tertiary hospital experience in Tanzania. JB Mabula, PL Chalya, MD Mchembe, A Kihunrwa, A Massinde, AB Chandika, JM Gilyoma; World Journal of Emergency Surgery 2012;7:29
Bowel injury following induced abortion. RS Jhobta, AK Attri, A Jhobta; International Journal of Gynecology & Obstetrics 2007;96(1):24-7
The horror of unsafe abortion: case report of a life threatening complication in a 29-year old woman. KZ Naqvi, M Nedhi; Patient Safety in Surgery 2013;7:33
Unsafe Abortion: Unnecessary Maternal Mortality. LB Haddad, NM Nour; Reviews in Obstetrics & Gynecology 2009;2(2):122-126
Multiple visceral injuries suffered during an illegal induced abortion – A case report. GO Akaba, BI Adeka, PI Odolekwu; The European Journal of Contraception & Reproductive Health Care 2013;18(4):319-21
Co prawda widok rozerwanego jelita do kanapki z pastą z tuńczyka średnio mi pasował, niemniej jakoś przełknęłam – i kanapkę i temat. Bardzo dobrze że o tym piszecie. Ludzie powinni być świadomi konsekwencji tego, co w tej chwili się dzieje.
Pozdrawiam.
LikeLiked by 2 people
Lepiej było tego toksycznego tuńczyka wypluć. Tuńczyki to najbardziej niezdrowe ryby świata.
LikeLike
Hahaha, świetny artykuł. Rzeczywiście, straszne jest to co spotyka te biedne kobiety. Szkoda, że najstraszniejsza jest ich głupota, żeby sobie wieszak wsadzać do pochwy…
LikeLike
Użyłabym raczej słowa “desperacja”. Tego typu chałupnicze metody nie są zazwyczaj pomysłami pierwszego rzutu, zwykle też dotyczą albo obszarów, gdzie opcje bardziej cywilizowane są trudno dostępne bądź nie pozwalają na nie finanse, część opisanych w notce przypadków dotyczyła mechanicznych prób dokończenia nieudanej – również chałupniczej bądź realizowanej pokątnie i nieprofesjonalnie – aborcji farmakologicznej.
LikeLiked by 1 person
Droga Paulino!
Jako, że dyskusja o aborcji należy do moich ulubionych, chętnie poproszę Ciebie o komentarz do dwóch linków. Widzę, że wspominasz, też sprawę Roe vs Wade, więc to tym bardziej ad vocem.
pierwszy to część :Illegal Abortion as a Public Health Problem p. 949
http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC1373382/?page=2
The Impact of Illegal Abortion
http://www.ourbodiesourselves.org/health-info/impact-of-illegal-abortion/
O Salwadorze też chętnie pogadam!
LikeLike
Szczerze mówiąc, nie bardzo widzę, co tu komentować. A i nie uważam aborcji za szczególnie wdzięczny temat do dyskusji. Przeciwnicy (mylnie niekiedy zwani prolajfami, podczas gdy tak naprawdę są zwolennikami ubezwłasnowolnienia kobiet, a slwstr na swoim blogu [niegdyś Pochodne kofeiny] ładnie i słusznie nazywa ich zwolennikami torturowania kobiet]są nieszczególnie interesującymi rozmówcami i jeszcze się nie zdarzyło, by mieli mi coś nowego do powiedzenia, a i ja nie jestem zainteresowana sprowadzaniem ich “argumentacji” i wojenek aborcyjnych na tego bloga, więc próby antyaborcyjnej ewangelizacji będą od razu kasowane. Jak już napisałam w tekście – mam już swoje przemyślenia na temat aborcji i naprawdę nie potrzebuję w tej kwestii żadnego nawracania. To co mam w temacie do powiedzenia na tym blogu wisi zazwyczaj pod tagiem “aborcja” – https://patolodzynaklatce.wordpress.com/tag/aborcja/
A o Salwadorze nie ma co gadać, tu się można tylko ewentualnie pochylić ze smutkiem nad skalą barbarzyństwa, które się tam odbywa.
LikeLiked by 1 person
Uprzedzałam, że nie pozwolę, drogi rozmówco, na prowadzenie wojenek aborcyjnych na tym blogu, ani na antyaborcyjną ewangelizację 🙂 Zwłaszcza zaś ze strony kogoś, kto nawet nie pofatygował się, by szczegółowo przeczytać komentowane teksty i sprawdzić źródła.
LikeLike
Mimo wszystko w pale mi się nie mieści, żeby próbować samemu sobie wieszakiem…. Jestem w ciężkim szoku, że to jednak się zdarza. Co musi dziać się w głowie kobiety, która posuwa się do czegoś takiego? Przed chwilą niby widziałam zdjęcia, a wciąż jest to dla mnie niewyobrażalne…
LikeLike
Desperacja?
LikeLike
Ja niestety rozumiem. Jako 15latka zostałam zgwałcona, szczęście w nieszczęściu, że w ciążę nie zaszłam. Ale przez wiele tygodni żyłam w panicznym strachu że tak się jednak mogło stać i niejedno równie drastyczne rozwiązanie przeszło mi przez głowę. Zresztą mogę stwierdzić z całkowitą pewnością że wtedy w tamtym konkretnym momencie prędzej bym sobie otworzyła żyły niż zdecydowała się urodzić. Własne życie przestaje się wydawać takie cenne, kiedy wypełnione jest bólem, strachem, wstydem. I niczym więcej.
Podejrzewam, że podobnych tragedii i myśli dookoła nas jest dużo więcej niż byśmy się spodziewali, tylko się o nich milczy. Sama zresztą o tym co przeszłam nie mówię publicznie, ale niestety to co ostatnio się dzieje dookoła spowodowało że ciągle wracam myślami do tamtej sytuacji. Oraz co byłoby gdybym jednak szczęścia nie miała, a prawo wyglądało tak jak tego chce Ordo Iuris.
LikeLiked by 1 person
Po takie barbarzynstwo nie trzeba do Salwadoru, wystarczy Irlandia: https://www.theguardian.com/world/2014/aug/07/pregnant-women-ireland-abortion-ban-suicide
Jesli cie zgwalcono i wolisz popelnic samobojstwo niz urodzic? Psychiatryk i beda cie tam trzymac do rozwiazania. W pasach jezeli trzeba. To co ja bym zrobila tym sadystom nie przechodzi mi przez usta…
LikeLike
oj prawda, ja miałam 17 i wieszak to byłoby najmniej drastyczne rozwiązanie z tego co mi po głowie chodziło. a dziecko tego bydlęcia ktore mi to zrobiło wydarłabym z siebie gołymi pazurami i byłoby mi obojętne co wyszarpuję przy okazji. do dzisiaj po każdym koszmarze potrafie szorować sie do krwi z obrzydzenia
LikeLike
Ja prawie tak samo, tyle tylko, że jako szesnastolatka.
Nigdy w życiu nie byłam niczego tak samo pewna jak wtedy, że gdyby się okazało, że rośnie we mnie jakiś obcy (bo gdy się tego nie chce naprawdę nie myśli się w kategoriach, że to kiedyś tam dziecko…), to zginie albo sam, albo ze mną.
To jest stan, kiedy człowiek jest gotów spróbować wszystkiego, ale absolutnie wszystkiego, o ile jest tylko szansa, że wypłynie z ciebie “to coś”.
LikeLike
Cóż, nic dodać, nic ująć. Nie ma tylu lekarzy na świecie, żeby każda z Nas mogła się z jednym przyjaźnić i prosić o Arthrotec. A niestety z doświadczenia (co prawda nie własnego) wiem, że dostatecznie zdesperowana kobieta zrobi abso-kurwa-lutnie wszystko, żeby się płodu pozbyć.
LikeLiked by 1 person
Ja wiem, że temat wymaga powagi, rysują go ludzkie tragedie, ale pragnę poinformować, że pierwszy raz trafiam na tego bloga i jestem urzeczona rzetelnością powyższego wpisu. W życiu nie widziałam w jednym wpisie TYLU źródeł faktu i tak wielu linków do tekstów opinii, związanych z tematem.
Padam do stóp. I nauczę się fragmentów na pamięć na okoliczność wymiany poglądów o zakazie aborcji.
LikeLiked by 3 people
U Pauliny zawsze mnogo źródeł i fajnych obrazków 😉
LikeLiked by 1 person
Dzięki, zawsze staram się porządnie oźródłować teksty. Cieszę się, że czytelnicy i czytelniczki to doceniają ❤
LikeLike
Co trzeba mieć w głowie, żeby wyszukiwać w internecie i wrzucać takie zdjęcia na bloga? co jest z tobą nie tak?
LikeLike
Drogi czytelniku/czytelniczko. Zasadniczo nie przepuszczam tu takich komentarzy, bo są – powiedzmy dyplomatycznie – niemądre. Ale ten zostawię w celach poglądowych.A nawet odpowiem – krótkimi zdaniami, żeby było w miarę zrozumiale.
To jest blog naukowy. Zajmuje się przede wszystkim medycyną. Czasem też biologią niemedyczną. Jest prowadzony przez lekarkę specjalistkę i ma na celu propagowanie wiedzy z zakresu tematyki biomedycznej. Jak to blogi popularnonaukowe zresztą mają na celu w poszczególnych dziedzinach nauki – zależnie od zainteresowań blogera/blogerki. A zdjęć nikt tu nie “wyszukuje w internecie” jakoś specjalnie, wszystkie są opisane i pochodzą z literatury naukowej, w tym przypadku – medycznej. Autorka bloga takie czasopisma czytuje na co dzień. Ot, taka branża.
Rozumiem, że rzeczywistość boli i niektórzy lepiej się czują bez nadmiaru wiedzy, ale jeśli chcesz pozostać ignorantem/ignorantką, recepta jest prosta – nie czytaj blogów popularyzujących naukę i trzymaj się bezpiecznie daleko od literatury naukowej, zwłaszcza zaś od czasopism medycznych 🙂 Miłego dnia.
LikeLike
Gdzie jak gdzie, ale na blogu o patologiach medycznych można się spodziewać niesmacznych zdjęć.
LikeLiked by 1 person
Prawda? 🙂
Ciekawe czy skujan jeszcze wróci, by zapoznać się z odpowiedziami.
LikeLike
co za przypadek. a ja się zawsze zastanawiam co “prolajfowe” czubki mają we łbach żeby epatować zdjęciami pokawałkowanych płodów. skąd je biorą i po co? muszą to lubić, ewidentnie.
LikeLike
Zawsze się zastanawiam co – poza sianem – mają w głowach ludzie dziwiący się fotografiom medycznym na blogu w przeważającej mierze medycznym właśnie. I to blogu, który spośród różnych dziedzin medycyny wybiera patologię przede wszystkim 😀
LikeLiked by 1 person
A czy aby w Polsce skojarzenie z wieszakiem nie wynikło z serialu Asylum, gdzie pojawia się taka scena? Pamiętam że ponad rok temu Slwstr wrzucał taki obrazek nawiązujący do serialu.
LikeLike
Nie wykluczam, że do Polski akurat skojarzenie przewędrowało taką właśnie drogą, choć obrazka akurat nie pamiętam. Nadal warto było jednak IMHO podrzucić parę scenek z historii (i nie tylko)
LikeLike
Pingback: ABORCJA A SUMIENIE POLITYKA – precedens belgijski | Filologiczne Dyrdymały
Mam takie pytanie bardzo na czasie – jak rozpoznaje się pod mikroskopem “komórki mięśnia sercowego w stanie agonalnym” i czy możliwe jest pomylenie ich z włóknistą strukturą opłatka zabarwioną pałeczką krwawą?
LikeLike
Żywy temat ostatnio, widzę 🙂 Gorąco polecam poświęcony poprzedniej podobne sprawie (Sokółka) rozdział książki pana Kąckiego “Białystok. Biała siła, czarna pamięć”. Fragmenty, w tym zwłaszcza opis pewnego eksperymentu, cytuje na swoim blogu slwstr – http://slwstr.net/pk3/2016/kolejny-cud-eucharystyczny
Edit: Slwstr zabrał manatki i zamknął bloga, ale tu wklejałam też obszerny cytat z książki – https://www.facebook.com/photo.php?fbid=10153820094115761&set=pb.634195760.-2207520000.1471702620.&type=3&theater
LikeLike
Jakoś opisy i zdjęcia jakoś nigdy mnie nie ruszają, ale tym razem wizja wprowadzania wieszaka, kości, albo potłuczonej butelki do własnego ciała wywołuje dreszcze, a próba wyobrażenia sobie tego bólu jeszcze to potęguje.
Jednak dobrze, że taki tekst powstał. Niestety do tych przeciwko aborcji to nie dotrze (oni chyba zmieniają poglądy tylko wtedy kiedy problem niechcianej ciąży dotyczy ich samych. Sam mam znajomą, której rodzice zmienili poglądy kiedy ta w wieku 20 lat zaliczyła wpadkę z facetem), a zwolennicy tylko utwierdzą się w swoich przekonaniach.
PS
Bardzo ciekawy blog. Zastanawia mnie tylko co kierowało FB, kiedy pokazał mi go w proponowanych stronach.
LikeLike
Nie wiem ale pozostaje korzystać 🙂
LikeLiked by 1 person
Już ktoś wyżej zwrócił uwagę, ale ja też docenię – bardzo ładnie wszystko podlinkowane.
I odnośnie tematu: http://www.rp.pl/Spoleczenstwo/160929799-Szwecja-Poddala-sie-aborcji-i-wciaz-byla-w-ciazy.html#ap-1 Co sądzisz o takich przypadkach jak ten? I czy wiesz może ile tygodni liczyło najwcześniej urodzone dziecko, które przeżyło?
Dzięki za odpowiedź i za blog.
LikeLike
W sensie – co sądzę o nieudanej aborcji farmakologicznej? Zdarza się w pewnym odsetku przypadków, wspominam o tym chyba w notce o aborcjach farmakologicznych: https://patolodzynaklatce.wordpress.com/2015/04/11/wczesna-aborcja-farmakologiczna-skuteczna-i-bezpieczna-a-w-arizonie-w-dodatku-odwracalna/
A co do ekstremalnych wcześniaków, to najwcześniejsze przypadki, o ile dobrze w tej chwili pamiętam, to jakoś koło 22 tygodnia (dla 23 tygodnia mówi się o kilkunastoprocentowych szansach), z tym że przy obecnym rozwoju medycyny to raczej gorzki tryumf – to zazwyczaj bardzo obciążone zdrowotnie przypadki. Nawet myślałam kiedyś o notce dotyczącej konsekwencji skrajnego wcześniactwa.
LikeLike
Dziękuję za ten wpis. Przyznam szczerze, że czytało mi się go trudno, może dlatego że akurat w ciąży jestem i przez ostatnie miesiące unikałam mediów, by nie denerwować się ogólnym imbecylizmem, który w naszym kraju roznosi się niczym choroba. To już moje trzecie dziecko, a pierwsze rodziłam będąc nastolatką. Łatwiej mi wyobrazić sobie okoliczności w których zabijam człowieka, niż usuwam ciążę, ale jestem realistką i nie wykluczam takowych. Dlatego rozumiem desperację jaka kieruje kobietami, które posuwają się do czynów tak ekstremalnych, choć na samą myśl boli mnie serce. Mam wrażenie, że wszyscy co do jednego dyskutanci zapominają, że w tym problemie mówimy zawsze o dwóch istotach i o całym ich życiu. Tak matki, jak i dziecka, a zakładając że jednak my kobiety nie jesteśmy co do jednej organizmami patologicznymi, nawet w sytuacji gwałtu decyzja o aborcji jest po prostu koszmarem. Przykro mi, że to właśnie takie artykuły muszą otwierać nam na to oczy, choć jak widzę po komentarzach (także tych usuniętych), nie wszyscy chcą w ogóle czytać wolą “pluć”. Z pewnością go udostępnię, bo w moich oczach zapewnia po prostu wiedzę. Od siebie chciałam napisać, coś zupełnie niemedycznego. Otóż nie jestem zwolennikiem decyzji o aborcji, ale popieram wolność wyboru i uważam, że zakaz aborcji jest szkodliwy medycznie, prawnie, psychicznie i moralnie. Jeśli chce się chronić życie, powinno się chronić obie strony, dać wybór, ale zapewnić wsparcie psychologiczne, medyczne i prawne. Proponować inne opcje, alternatywy… a nie zakazywać, piętnować, straszyć i grozić, skazując te kobiety na pastwę losu, bo zdjęcia, które z takim bólem oglądałam staną się naszą codziennością.
LikeLiked by 1 person
bardzo trudny temat i medycznie i moralnie. Co do prolife to są prolife skoro chronią życie dziecka, o którym ani razu nie wspomniałaś.
LikeLike
Płodu jeśli już. Albo zarodka, zależy o jakim etapie ciąży mówimy. Szkoda, że próbują to czynić kosztem życia, zdrowia, komfortu ciężarnej i integralności cielesnej ciężarnej. Dlatego nie używam określenia “prolife” inaczej niż sarkastycznie, bo nie przemawia do mnie zabawa w ochronę zarodka kosztem ubezwłasnowolnienia osoby.
No i medycznie to akurat jest naprawdę nietrudny temat, choć niestety niektórzy próbują manipulować faktami i tworzyć złudzenie trudności medycznych
LikeLike