
Komórki nabłonka płaskiego zakażonego HPV (koilocyty) z typowym przejaśnieniem wokół jądra w cytologii ginekologicznej; E. Uthman; CC-BY-SA 2.0, https://www.flickr.com/photos/euthman/384102992
Warto może zacząć od pewnej prostej refleksji. Urzędnicy i urzędniczki, radne i radni, posłowie i posłanki (by nie wspomnieć już o osobach zajmujących ławy senatorskie) naprawdę nie muszą być ekspertami. Wcale nie oczekuję, by byli omnibusami, powiem wręcz – mają pełne prawo być ignorantami w wielu dziedzinach. Jest jednakowoż jedno małe “ale”. Niezależnie od poziomu swej ignorancji winni – pełniąc funkcje w końcu publiczne – w kwestiach pozostających poza obszarami swoich kompetencji kierować się możliwie najlepiej udokumentowanymi opiniami ekspertów. Ekspertów, dodam, którzy poza opinią własną przedstawią także merytoryczne podstawy rzeczonej, najlepiej w postaci porządnej literatury naukowej, bo też i “ekspertów” z wielką pewnością siebie wygłaszających brednie pozostające w sprzeczności z dostępną wiedzą naukową mamy w przestrzeni publicznej aż nadmiar.
O co chodzi tym razem, zapewne domyśliliście się po tytule, ale zawsze dobrze zapoznać się ze szczegółami. Otóż od dłuższego już czasu w moim mieście rodzinnym niektórzy radni nieco lepiej niż pozostali wykształceni medycznie zabiegają o to, by Gdańsk dołączył do miast finansujących swoim obywatelom (a właściwie obywatelkom, na razie bowiem polskie dyskusje na ten temat ograniczają się do dziewcząt tylko niestety) szczepienia przeciwko wirusom HPV.