Niby powinno być bez ducha, ale też parokrotnie już ustaliliśmy, że kwestie ducha to może jednak niekoniecznie tutaj, poprzestańmy zatem na głowie, jako elemencie nieco bardziej zazwyczaj namacalnym.
Prawdopodobnie kojarzycie cytat źródłowy, mało komu w końcu udało się uniknąć na pewnym etapie życia kontaktu z Odą do młodości. Bez obaw – nie płazem w skorupie bynajmniej dziś się będziemy zajmować, i nie polskim romantyzmem, jakkolwiek rzecz – w istocie – dotyczy młodych. A nawet bardzo młodych. Owszem, znów patologia ciąży na tapecie.
Ocena makroskopowa materiału tkankowego po poronieniu zazwyczaj jest zadaniem stosunkowo mało wymagającym. Nie piszę o “materiale tkankowym”, by zabrzmieć brutalnie tudzież by “odczłowieczać” potencjalnie znajdowalne w takim materiale dzieciątka (choć takie niekiedy zarzuty padają przy próbach trzymania się terminologii medycznej w dyskusjach publicznych). To, co najczęściej trafia do patologów, zazwyczaj wcale ciał tychże nie zawiera bądź też są one na tyle drobne (lub rozfragmentowane), że giną nam z oczu podczas obróbki. Zwykle mamy do czynienia z kilkudziestoma mililitrami skrzepów, kawałków błony śluzowej wyścielającej jamę macicy (w tym błony śluzowej doczesnowo przebudowanej wskutek ciążowych zmian hormonalnych) oraz fragmentów tego, czego szukamy najintensywniej, czyli strzępków jaja płodowego, których to obecność jednoznacznie potwierdza nam, że ciąża rzeczywiście była i że była umiejscowiona w jamie macicy – tam, gdzie powinna. Opis makroskopowy przeważnie jest raczej lakoniczny. “Dość skąpe (bądź dość obfite) wyskrobiny. Skrzepy oraz błoniaste i gąbczaste fragmenty tkankowe”. To gąbczaste to właśnie jajo płodowe, czyli fragmenty kosmków nie do końca jeszcze zazwyczaj na tym etapie dojrzałego łożyska. Rzadziej pojawiają się wzmianki o fragmentach tkanek zarodkowych czy płodowych, o elementach ciała płodu, etc.