Jak długie jest jelito cienkie?

Anatomia – ta makroskopowa przynajmniej – rzadko jest już obecnie źródłem sensacji prasowych – nieczęsto dokonuje się na tym polu wiedzy medycznej dużych przełomowych odkryć, jedynie wyjątkowo czy to nowe znaleziska, czy nowe sposoby opisu znanych wcześniej struktur (dość wspomnieć o tym jakim swego czasu przebojem stało się odmienne od dotychczasowego spojrzenie na krezkę) dostarczają pożywki mediom. Choć oczywiście wciąż mogą nas czekać niespodzianki, czemu by nie. Zawsze warto bacznie przyglądać się wiedzy zastanej, zawsze warto ją uzupełniać i w razie potrzeby rewidować. Nie jest jednak dobrą praktyką poszukiwanie anatomicznych sensacji na siłę tylko po to, by móc zabłysnąć apetycznym newsem.

Nie ma nic dziwnego w tym, że gdy na fejsbuku mignął mi news anatomiczny na profilu Nauki w Polsce, spojrzałam nań z zainteresowaniem. To w końcu moja działka. Niby długość jelita cienkiego nie wydaje się czymś szczególnie przełomowym, zawsze to jednak coś, prawda? O ile to prawda oczywiście. 

Continue reading

A twoje rozpadające się wnętrzności wchłonie grzyb

Niektóre teksty blogowe rodzą się powoli, rozwijają się stopniowo, obrastając w pomysły i źródełka, niekiedy miesiącami czy nawet latami dojrzewając w czeluściach brudnopisów, inne są dziełem impulsu – ot, czytasz sobie artykuł naukowy czy jakieś streszczonko w anglojęzycznych publikatorach i nachodzi cię myśl – “O, jakie to fajne! Chciałabym więcej takich newsów i u nas!” A potem klniesz pod nosem, spoglądając z politowaniem w lustro. Chcesz popularyzacji? No ale od kogo? Sama se zrób. Tak powstał pamiętny tekst o tasiemcu, który zaraził własnym nowotworem swojego pechowego gospodarza, tak pojawiła się noteczka o biednych golcach, które jednak chorują na raka, taka wreszcie była geneza artykułu o Ki-67, małym białeczku, które obrasta nasze chromosomy kluczową dla prawidłowego przebiegu podziałów komórkowych szczecinką. Coś podobnego miało miejsce też wczoraj.

Boczniak ostrygowaty; fot. Pablo Gonzalez, https://www.flickr.com/photos/pablo_javier/36673691136/

Boczniak ostrygowaty; fot. Pablo Gonzalez, https://www.flickr.com/photos/pablo_javier/36673691136/

Co było wczoraj? Ach, kolejna leniwa (nazbyt niestety leniwa w stosunku do potrzeb i zaległych obowiązków) sobota, którą spędzałam przed komputerem a to przeglądając media społecznościowe, a to poczytując artykuły mniej lub bardziej fachowe na różnych stronach i w rozmaitych czasopismach, a to rozważając czy mam ochotę na serial, a jeśli tak, to na jaki (wiecie, osiołkowi w żłoby dano)… Doniesienie o boczniakach przykuło moją uwagę zupełnie przypadkiem. Zaraz, zapytanie – o boczniakach? Tak, o boczniakach właśnie, boczniakach ostrygowatych (Pleurotus ostreatus), grzybach, które znacie doskonale z warzywniaków i supermarketów (a w przypadku części z was być może także i z własnych hodowli). Otóż nie wiem czy zdajecie sobie sprawę z faktu, że poczciwe boczniaki to drapieżniki.

Continue reading

O jelitku i jednej nóżce bardziej

Znacie stary dowcip o wróbelku? Wiecie… Ten z nóżką –

– Czym się różni wróbelek?

– Tym, że ma jedną nóżkę bardziej

To podstawcie sobie pod wróbelka jelitko. Pewnie nie powinnam spoilerować, ale trudno się powstrzymać.

W MRI potwierdzono zmiany zanikowe mięśni uda; CC BY-NC 4.0, https://bmjopengastro.bmj.com/content/7/1/e000526

Czterdziestotrzyletni mężczyzna trafił na neurologię z powodu nóżki właśnie. A tak konkretniej i bardziej formalnie – z powodu deficytów neurologicznych w obrębie lewego uda. Od jakichś pięciu tygodni dokuczały mu wyraźne osłabienie i utrata czucia w tym rejonie. Spadek siły mięśniowej (dość nagły – problem nie pogłębiał się powoli czy stopniowo) w obrębie mięśnia czworogłowego doprowadził do tego, że pacjent z trudem w ogóle chodził. Podczas badania fizykalnego w dodatku odnotowano wyraźne zmiany zanikowe w obrębie mięśnia czworogłowego uda i – mniej nasilone – w obrębie mięśnia pośladkowego (potwierdzone później w rezonansie magnetycznym).

Continue reading

Jelito z niespodzianką, czyli choroba, której nie należy lekceważyć

Większość aktywności patologów krąży wokół codziennych wklejek fejsbukowych o prostym formacie – fotografia, opis, źródła. To wygodna forma publikacji, ma jednak pewne wady – trudniej dotrzeć do wcześniej opisywanych przypadków, trudniej wrzucić więcej fotografii (a przecież części przypadków nie “załatwi się” pojedynczym zdjęciem), nie ma też miejsca na wymagane niekiedy dłuższe wyjaśnienia. To rodzi pewne dylematy – na blogu zawsze wolałam skupiać się na tekstach dłuższych, coraz częściej jednak piszecie do mnie, prosząc o przypominanie dawno linkowanych na fejsie przypadków, do których niekiedy trudno wam się dokopać. Być może zatem – pomyślałam – powinnam spróbować wrzucać więcej mniejszych kawałków na bloga – będą łatwiejsze do wyszukania i – w razie potrzeby – do zalinkowania, skoro tego właśnie potrzebujecie. Nawet jeśli w grę wchodzą nie długie przekrojowe artykuły, a zaledwie opisy pojedynczych przypadków.

Trzydziestodziewięcioletnia pacjentka trafiła do szpitala z bólami brzucha i nudnościami. Dolegliwości utrzymywały się od pięciu dni i towarzyszyła im – nic dziwnego przy takich symptomach – utrata apetytu.

Zawsze przypominam wam o istotności wywiadu lekarskiego, tym razem również historia choroby okazała się dla diagnozy ważny. Dziewięć lat wcześniej u kobiety zdiagnozowano wrzodziejące zapalenie jelita grubego (od tego czasu przyjmowała leki – prednizon i mesalazynę), osiem lat wcześniej przebyła również histerektomię z powodu obfitych, uciążliwych krwawień miesięcznych i endometriozy.

Continue reading

Kokon prapłetwca pełen niespodzianek

Prapłetwiec abisyński (Protopterus aethiopicus) w Tokyo Tower Aquarium, George Berninger Jr., https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Leopard_lungfish_(Protopterus_aethiopicus)_close_-_GRB.JPG

Zdarzyło się wam kiedyś słyszeć o prapłetwcach? W mojej okolicy te zaopatrzone w płuca dwudyszne ryby z rodzaju Protopterus (prapłetwiec właśnie) zamieszkujące bagniste zbiorniki wodne Afryki tropikalnej “promował” swego czasu lokalny (trójmiejski) portal informacyjny materiałem o wdzięcznym tytule Prapłetwiec Kazimierz nic nie musi. Podlinkowane nagranie poświęcone było prapłetwcowi Kazimierzowi mieszkającemu w Akwarium Gdyńskim.i stanowiło część całej serii artykułów i nagrań po części reklamujących samą instytucję, po części zaś popularyzujących wiedzę przyrodniczą.

Prapłetwiec brunatny (Protopterus annectens); Mathae, CC-BY, https://pl.wikipedia.org/wiki/Prap%C5%82etwiec_brunatny#/media/Plik:G%C5%91tehal.jpg

Chociaż gdyński prapłetwiec rzeczywiście nic nie musi (“Kazimierz nic nie musi. U nas cały dzień odpoczywa” – stwierdza w materiale pracownik Akwarium), w naturze niekiedy prapłetwce od czasu do czasu coś tam jednak muszą. Wiecie, jak to w życiu (poza Akwarium), nikt cię nie nakarmi, jeśli się choć trochę nie postarasz. Od czasu do czasu prapłetwce muszą też zadbać o swoje bezpieczeństwo. Wymusza to na nich ich środowisko życia. Rozlewiska rzeczne zamieszkiwane przez prapłetwce potrafią okresowo wysychać i cóż wtedy robią pozbawieni wody krewniacy Kazimierza? Otóż spędzają porę suchą zagrzebani w norach i otoczeni ochronnym kokonem z zaschniętego śluzu. Śpią sobie, zredukowawszy metabolizm, czekając na lepsze czasy. Przechodzą w stan estywacji, takiego snu – w przeciwieństwie do zimowej hibernacji – letniego i potrafią tak czekać długo – miesiącami, a nawet latami. W ogóle im się zresztą nie dziwię, osobiście nawet nasze polskie lato niekiedy najchętniej przespałabym w jakiejś przytulnej chłodnej piwnicy, a one przecież mają gorzej. I choć poszczególne gatunki prapłetwców różnią się między sobą szczegółami (np. prapłetwiec czarny, Protopterus dolloi, norek nie kopie, jego “sen” zaś jest dużo płytszy, a metabolizm w mniejszym stopniu spowolniony), ich mechanizmy adaptacji do okresowych niedoborów wody są podobne.

Continue reading

Patokalendarz 2022

Dopytujecie się ostatnio coraz bardziej o dwie kwestie – o nową książkę i o tegoroczny Patokalendarz. Jak już uspokajałam na fanpejdżu – będzie i jedno, i drugie. Książka, cóż, pisze się, jakkolwiek – przyznaję – dość powolutku. Ostateczna formuła będzie zbliżona do pierwszej z moich książek, czyli rzecz stanowić będzie zbiór luźno połączonych tekstów medyczno-patologicznych wzbogaconych o historie konkretnych przypadków i anegdoty historyczne. Na własnej skórze trochę mnie zmęczyło – nie chcę się tym razem skupiać na jednym narządzie, chyba po prostu płodozmian bardziej mi odpowiada.

Teraz Patokalendarz. Zeszłoroczny chyba wam się spodobał. Na tyle przynajmniej, by trafiło do mnie sporo pytań o kolejną edycję, proszę bardzo zatem – Patokalendarz 2022. Jak to zwykle u mnie bywa – trochę na ostatnią chwilę, ale odrobinę czasu jeszcze do końca roku mamy.

Zasadniczo wiele się nie zmieniło, nadal nie planuję rozszerzać swojej działalności o jakiś szerszy wachlarz patogadżetów, działalność handlowa mnie nie pociąga, choć nie wykluczam, że być może przy okazji nowej książki wydawnictwo ruszy z świeżą edycją na przykład przypinek podobnych tym towarzyszącym “Patologom” – w tej kwestii zwracajcie się do Poznańskiego 🙂 W kwestii Patokalendarza tymczasem wracam do zainicjowanej w zeszłym roku współpracy z przyjaciółką prowadzącą niewielki biznes poligraficzno-biżuteryjny.  W opisie zapewne trochę się powtórzę, wybaczcie.

Continue reading

Jelitko w panterkę, czyli bez obaw, to tylko melanoza

Suniesz sobie spokojnie jelitkiem, a tu nagle panterka czy inna żyrafka; https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC2731179/

W świecie mody wzory zwierzęce, różnorakie tygrysie paski czy cętki pokroju słynnej “panterki” cieszą się zmienną popularnością, raz święcą tryumfy, kiedy indziej odchodzą w (chwilową) niepamięć jako symbol kiczu i braku tzw. dobrego smaku. Ot, jak to w modzie bywa. Dla medycyny przejściowe modowe upodobania nie mają zazwyczaj większego znaczenia, choć mogą wpływać na skojarzenia przy niektórych patologiach się pojawiające. A skojarzenia to rzecz, której wcale bagatelizować nie należy, nierzadko bowiem bywają dla nas niemałym ułatwieniem w pracy. Dość, że wspomnę o słynnych skojarzeniach kulinarnych, które już wszak na blogu gościły. I tak, pewnie domyślacie się już, do czego dążę. Niezależnie od tego czy wzorek w panterkę lubicie, czy nie, czy go nosicie, tępicie czy ignorujecie, zapewne mało kto nie zdziwi się, dostrzegłszy go w czeluściach jelita grubego. Bo jakże to tak? Suniemy sobie (kolonoskopowo oczywiście) różowiutkim nieco pofałdowanym tunelem cewy pokarmowej (oby czystym!), a tu nagle… brunatne cętki! Jak na kurteczce z lumpeksu czy bluzeczce od Diora. I nie patrzcie na mnie podejrzliwie, to się naprawdę niekiedy zdarza. Taaaak… Z wybiegów wprost na śluzówki… (albo z jelitka wprost na wybiegi 😉 )

Continue reading

Ta dziura to przez tarczycę, proszę pana

Kobieta z wolem, czyli powiększonym gruczołem tarczowym; Jerry Kirkhart, https://www.flickr.com/photos/jkirkhart35/5741363938/

Tarczycy (inaczej gruczołu tarczowego) szukamy w przedniej części szyi, nieco u dołu, poniżej wyczuwalnej chrząstki tarczowatej (jeśli ktoś chce próbować szukać własnoręcznie, tu znajdzie instrukcję). Nie jest narządem wielkim (waży około 20-40 g) i o ile nie jest z różnych względów powiększona (który to stan nazwiemy wolem), zazwyczaj wysokość płata nie przekracza 5 cm, szerokość całości zaś zwykle sięga 6-7 cm. Piszę “płata”, ale zapewne większości z was niewiele to powie, w końcu w przeciwieństwie do tak popularnych narządów jak serce, nerka czy wątroba, tarczyca nie jest czymś, co często zdarza nam się w mediach oglądać.

Continue reading

Dzieci z kamienia

Zdjęcie moje, autorką rzeźby jest Sara Oio

Na pewno pamiętacie jeszcze tekst o ciążach pozamacicznych. Pozostawił niedosyt? Cóż… Wiadomo, taka krótka notka nigdy nie pozwoli podzielić się wszystkim, co w danym temacie interesujące. Z jednej strony nieuchronnie czyni to każdy tekst popularyzujący niepełnym (ale to zarzut, który można postawić nie tylko blognotkom, ale i wielu podręcznikom czy wręcz poświęconym danym zagadnieniom monografiom – zawsze da się powiedzieć więcej), z drugiej jednak – pozostawia pole dla kolejnych tekstów skupiających się na kwestiach uprzednio pominiętych bądź potraktowanych skrótowo. A lithopedion z pewnością jest zjawiskiem, które na swój własny artykuł zasługuje.

Continue reading

Trochę bardziej obcy obcy

Pasożytniczy bohater dzisiejszej notki; Alastair Rae, https://www.flickr.com/photos/merula/14629048952/

Parazytologia budzi w was zazwyczaj cały wachlarz silnych emocji – od fascynacji przekraczającej niekiedy zadziwienie najniezwyklejszymi nawet niepasożytniczymi chorobami (serio, najbardziej nawet zadziwiający nowotwór potrafi przegrać z najpospolitszymi nicieniami) po obrzydzenie ustępujące czasem tylko takim ciekawostkom, jak włosy na podniebieniu. A skoro pasożyty was interesują, chętnie je wam pokazuję, choć w rzeczywistości – w ludzkiej przynajmniej medycynie i w naszych warunkach epidemiologicznych – stanowią problem dużo mniejszy niż można by podejrzewać, gdyby kierować się obfitością doniesień internetowych i siłą waszych lęków.

Chociaż mamy wokół trochę gatunków swojskich i powszechnie znanych, jak owsiki czy glisty ludzkie, lubię od czasu do czasu pokazywać wam też parazytologiczne ciekawostki – czy to spotykane (przynajmniej u nas) niezwykle rzadko gatunki, czy historie nietypowych interakcji pasożytów (niekoniecznie niezwykłych samych w sobie) z gospodarzami – dość wspomnieć o pechowym pacjencie, który zaraził się od swojego tasiemca robaczym nowotworem. Czasem po prostu trafiam na takie pasożytnicze rarytasy, że nie sposób się nimi nie podzielić.

Continue reading