Szelest opadających liści, czyli ze śmiercią nam do twarzy

aaaJesień przyszła i zadomowiła się za oknami na dobre. Wszechobecne opadające liście mogą nastrajać cokolwiek melancholijnie, prawdopodobnie jednak większość z was uzna skojarzenia ze śmiercią za idące nieco nazbyt daleko i być może zacznie posądzać patologów o niejaki katastrofizm. Niesłusznie, kochani, kochane, niesłusznie. W patologii takie skojarzenia są jak najbardziej na miejscu. I nie, nie chodzi o żarcik, wedle którego patologom po prostu wszystko kojarzy się ze śmiercią – patologom wszystko kojarzy się z preparatami (ewentualnie z jedzeniem), a nie ze śmiercią. Chodzi o pochodzenie pewnej nazwy.

aaa

Po lewej apoptotyczne bąbelki, po prawej pożerająca je biała krwinka; U.S. National Library of Medicine, domena publiczna, https://ghr.nlm.nih.gov/gallery

Po raz pierwszy świadomie zetknęłam się z apoptozą za czasów licealnych jeszcze, gdy któregoś popołudnia, zajrzawszy do gdańskiej księgarni PWN, zaczęłam przeglądać podręczniki i w którymś z nich uderzył mnie opis apoptozy właśnie. Ciałka apoptotyczne niczym bąbelki (nie, to nie będzie kolejna notka o zaśniadach, to inne bąbelki są); komórkowe samobójstwo; receptory śmierci; opadające liście. Brzmiało fascynująco. Nie wskażę już teraz na pewno co to było – może “Podstawy cytofizjologii” Kawiaka? “Cytobiochemia” Kłyszejko-Stefanowicz? Coś z zakresu biologii komórki w każdym razie. Apoptoza na stałe przykleiła mi się wtedy do pakietu zainteresowań. Autentycznie cierpiałam, kiedy na pierwszym roku, gdy w ramach zaliczenia z embriologii (obok klasycznych testów) przykazano nam wyrysowywać (tak, tak, o rękodzieło szło – kredki, flamastry, wyklejanki, wszystko to wielkoformatowe i oźródłowane) plakaty tematyczne, wykładowczyni nie zaakceptowała mojego planu malowania apoptozy. Oburzona uciszałam kolegów hałasujących podczas wykładów fakultatywnych z biologii molekularnej, gdzie ulubiony temat zajmował poczesne miejsce. Z zachwytem rzuciłam się na studenckie koło naukowe, które pośród przedstawianych młodzieży studenckiej zagadnień wyliczało apoptozę właśnie. Ot, każdy chyba ma jakieś swoje małe fijoły, ja wtedy miałam takie. Konsekwencje miała rzecz li tylko pozytywne – to bardzo dobre koło naukowe było.

Continue reading

Tłuszczaki w mózgu, czyli zabójca z przypadku

Łagodny nowotwór tkanki tłuszczowej, czyli tłuszczak; https://www.thieme-connect.de/products/ejournals/html/10.1186/1749-7221-3-17, CC BY 2.0

Terminem, który najbardziej chyba, gdy o zdrowie idzie, działa na wyobraźnię jest “rak”. Jeśli ktoś orientuje się już na tyle w temacie, by wiedzieć, że pojęcie raka absolutnie nie wyczerpuje repertuaru nowotworów złośliwych (w końcu raki to jedynie ta podgrupa “złośliwców”, które wywodzą się z tkanki nabłonkowej), pozostaje niepokój związany z nowotworami złośliwymi jako takimi właśnie. Słusznie skądinąd, choć nadal wiodącą przyczyną zgonów są u nas jednak choroby sercowo-naczyniowe, a nie onkologiczne, a i nie wszystkie raki są równie groźne na szczęście. Ale OK, niezaprzeczalnym faktem jest, że zmiany złośliwe są w boleśnie realny sposób niebezpieczne mimo postępów medycyny. Tyle że warto pamiętać, iż zmiany łagodne, czy to nowotworowe, czy nie, także mogą zabić, jeżeli okażą się niefortunnie zlokalizowane.

Continue reading

Bez serc, bez głowy

Niby powinno być bez ducha, ale też parokrotnie już ustaliliśmy, że kwestie ducha to może jednak niekoniecznie tutaj, poprzestańmy zatem na głowie, jako elemencie nieco bardziej zazwyczaj namacalnym.

Prawdopodobnie kojarzycie cytat źródłowy, mało komu w końcu udało się uniknąć na pewnym etapie życia kontaktu z Odą do młodości. Bez obaw – nie płazem w skorupie bynajmniej dziś się będziemy zajmować, i nie polskim romantyzmem, jakkolwiek rzecz – w istocie – dotyczy młodych. A nawet bardzo młodych. Owszem, znów patologia ciąży na tapecie.

Ocena makroskopowa materiału tkankowego po poronieniu zazwyczaj jest zadaniem stosunkowo mało wymagającym. Nie piszę o “materiale tkankowym”, by zabrzmieć brutalnie tudzież by “odczłowieczać” potencjalnie znajdowalne w takim materiale dzieciątka (choć takie niekiedy zarzuty padają przy próbach trzymania się terminologii medycznej w dyskusjach publicznych). To, co najczęściej trafia do patologów, zazwyczaj wcale ciał tychże nie zawiera bądź też są one na tyle drobne (lub rozfragmentowane), że giną nam z oczu podczas obróbki. Zwykle mamy do czynienia z kilkudziestoma mililitrami skrzepów, kawałków błony śluzowej wyścielającej jamę macicy (w tym błony śluzowej doczesnowo przebudowanej wskutek ciążowych zmian hormonalnych) oraz fragmentów tego, czego szukamy najintensywniej, czyli strzępków jaja płodowego, których to obecność jednoznacznie potwierdza nam, że ciąża rzeczywiście była i że była umiejscowiona w jamie macicy – tam, gdzie powinna. Opis makroskopowy przeważnie jest raczej lakoniczny. “Dość skąpe (bądź dość obfite) wyskrobiny. Skrzepy oraz błoniaste i gąbczaste fragmenty tkankowe”. To gąbczaste to właśnie jajo płodowe, czyli fragmenty kosmków nie do końca jeszcze zazwyczaj na tym etapie dojrzałego łożyska. Rzadziej pojawiają się wzmianki o fragmentach tkanek zarodkowych czy płodowych, o elementach ciała płodu, etc.

Continue reading

Animula blandula, blastula vagula – rzecz o zarodkach wędrujących gdzie nie trzeba

https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/7/7b/Human_blastocyst.jpg

Ludzka blastula, blastocysta; Mr. J. Conaghan; domena publiczna; wikipedia

Początek poematu cesarza Hadriana,

Animula, vagula, blandula
Hospes comesque corporis

w kanonicznym w Polsce tłumaczeniu Kazimierza Morawskiego brzmi:

Duszyczko moja, tkliwa, ruchliwa,
Gościu ty ciała mojego i druhno

Choć powstały rozliczne (także i polskie) tłumaczenia pożegnalnego wiersza Hadriana, dość jasno pobrzmiewa w nich wszystkich niepokój i troska – dokąd to pobłądzi uchodząca z cesarza duszyczka (W jakie ty strony odejdziesz bladziutka, naga, zziębnięta?, zapytuje w swym tłumaczeniu Zygmunt Kubiak)? Jakie będą jej dalsze losy?

Pośmiertne losy Hadriana nie będą tematem dzisiejszej notki, tym bardziej, że to raczej mitologiczna niźli medyczna kwestia, jednak błądząca cesarska duszyczka może przywoływać nie tylko skojarzenia natury – powiedzmy – schyłkowej. I tu możemy już spojrzeć na rzecz w sposób bliższy codziennej perspektywie patologów. Niebagatelną wszak kwestią jest przecież także ta, dokąd trafi nasza metaforyczna duszyczka na początku swej drogi i gdzie się zagnieździ. Bo też i losy zapłodnionej komórki jajowej nie są – jak zapewne pamiętacie – wcale tak oczywiste, jak mogłoby się w pierwszej chwili wydawać. Wiemy że efekty zapłodnienia bywają niekiedy różne, niekoniecznie zbliżone do tych zazwyczaj oczekiwanych. Podobnie bywa z docelową lokalizacją zarodka tudzież zarodków wskutek zapłodnienia powstałych.

Continue reading

Ratujmy zaśniady, czyli bezduszne bąbelki albo wątły człowiek

File:Blasenmole Boivin.jpg

Zawartość macicy – zaśniad groniasty, czyli wyjątkowo wątły człowiek; Gillain Boivin, XVII/XIX wiek; domena publiczna

Wielka narodowa debata (a właściwie pyskówka) na temat in vitro na szczęście chwilowo (do jesieni przynajmniej) przycichła, pozostawiła jednak po sobie nie tylko pewien niesmak i garść refleksji na temat niedostatków edukacji biomedycznej w naszym społeczeństwie, ale też niemałą pulę ekscentrycznych sformułowań, które długo jeszcze zapewne żyć będą w przestrzeni publicznej. Obok znanych już pewnie wszystkim “wielokrotnych ejakulacji kobiet”, przeciwko którym kategorycznie protestował jeden z senatorów, obok groźnych “środków koncepcyjnych” piętnowanych przez innego przedstawiciela tego zacnego grona czy postulowanego przez kolejnego tuza intelektu dziedziczenia bezpłodności warto, myślę, pamiętać o “wątłym człowieku”, którego “skreślania” przez lekarzy i naukowców obawiał się poseł Hoc (też, o zgrozo, lekarz zresztą). Przyczyną jego niepokoju była dość swoją drogą podstawowa konstatacja profesora Kuczyńskiego, iż nie zawsze – przy najlepszych nawet chęciach  – efekt zapłodnienia da się określić mianem człowieka:

“Profesor Kuczyński długo i cierpliwie o tym, że w momencie powstania zarodka niewiele wiemy na temat jego dalszych losów zaplanowanych przez naturę: może się okazać pustym jajem płodowym. Może się okazać zaśniadem groniastym. Może stać się ciążą pozamaciczną i nie będziemy jej przecież ratować kosztem życia kobiety. Wreszcie może przekształcić się w potworniaka, którego żadną miarą nie można uznać za człowieka mimo posiadania resztek zębów, włosów czy kości. Dlatego zakładanie a priori, że każdy zarodek jest „człowiekiem” jest niezgodne z nauką biologiczną.
Poseł Hoc (PiS) emocjonalnie replikuje: „a więc to pan, jako naukowiec, człowiek, lekarz, będzie decydował, kto jest człowiekiem, a kto nie, skreślając tego, kto jest WĄTŁYM człowiekiem?” [Relacja za stowarzyszeniem “Nasz Bocian”]

aaa

Bąbelki, czyli zaśniad groniasty w całej swej okazałości; @Nejib Ben Yahia; fot. udostępniona za zgodą autora

Wspomniany przez profesora zaśniad groniasty jest człowiekiem w formie rzeczywiście wyjątkowo wątłej, choć może – przynajmniej wizualnie – nie aż tak wątłej jak puste jajo płodowe, które jest, cóż… no puste właśnie, podczas gdy w zaśniadzie mamy przynajmniej bąbelki. Tak, owszem, dobrze usłyszeliście – bąbelki. Tudzież pęcherzyki. Mówi się też (przypomnijcie sobie wpis o metaforach kulinarnych w patologii) o winogronach – smacznego 🙂 A wszystko zaczyna się – oczywiście – od zapłodnienia i powstania zygoty. Tyle że przy zaśniadzie cała zabawa już od samego początku idzie nie tak.

Standardowa wizja przebiegu ciąży przedstawia ją jako proces mocno uproszczony. Oczywiście, nie ma w tym nic nagannego, szczegółowe dane nie każdemu się przecież przydadzą, jednak warto pamiętać, że prosta standardowa sekwencja (zapłodnienie ⇒zygota⇒zarodek⇒płód [koniecznie z kciukiem w ustach]⇒zaśliniony różowy bobas) bywa pełna niespodzianek. Niespodzianką czyhającą potencjalnie na samym początku zabawy może się okazać właśnie zaśniad.

Continue reading