Jeśli macie jakieś – choćby mgliste – wspomnienia z szkolnych lekcji biologii, zdajecie sobie być może sprawę, że systematyka zwierząt zalicza H. sapiens do strunowców (Chordata). Strunowcami poza kręgowcami, w której to grupie mieszczą się właśnie ludzie, są też bezczaszkowce (pamiętacie lancetnika?) i osłonice, a wspólną dla tych grup cechą jest – i stąd właśnie nazwa – obecność (przynajmniej na pewnych etapach rozwoju) struny grzbietowej, formy pierwotnego szkieletu osiowego, którego pierwsi posiadacze pływali najpewniej w kambryjskich morzach. O ile u osłonic strunę grzbietową można znaleźć niemal wyłącznie w kijankowatej postaci larwalnej, u bezczaszkowców i nieco prymitywniejszej części kręgowców występuje ona przez całe życie. Zatem możemy się spodziewać struny grzbietowej u dorosłego minoga i części ryb, dwudysznych i jesiotrowatych chociażby. Nigdzie “wyżej” struna w życiu pozalarwalnym czy pozapłodowym nie zachowuje się. Nie znaczy to, oczywiście, że znika bez śladu. I tu właśnie zaczyna być interesująco. Pod względem medycznym w każdym razie.